niedziela, 18 sierpnia 2013

#2. Marcel

- No niestety [t.i]... Przegrałaś zakład musisz wykonać zadanie.
- Ale dlaczego z nim?!
- To tylko jeden wieczór.
- W ten jeden wieczór to moja reputacja spadnie w dół i huknie!- powiedziałam.
Tak założyłam się z [i.t.p], że jeżeli podczas lekcji wf-u trafię do kosza 10 razy przez minutę to będzie odrabiać za mnie lekcje do końca tygodnia, jeżeli tego nie zrobię mam umówić się z klasowym kujonem - Marcelem na bal maturalny.  



Podeszłam do Marcela, który oczywiście ślęczał nad książką z matmy. Przecież umiał matematykę nadzwyczajnie, więc po co mu to?! Włosy ulizane do tyłu, krawat... Kto teraz nosi krawat do szkoły? No, poza rozpoczęciem i zakończeniem roku... Szturchnęłam go w ramię, popatrzał na mnie swoimi zielonymi oczami. STOP! Nie wiedziałam, że ma takie piękne. Okej! Uspokój się! 
- Hej Marcel.- uśmiechnęłam się sztucznie. 
- H-hej [t.i].- zająknął się.
Odwróciłam głowę do koleżanki, śmiała się i pokazywała gestem, że mam ciągnąć dalej.
- Więc... czy pójdziesz ze mną.- zacięłam się.
- G-gdzie?- spytał.
- Na bal.- powiedziałam przez usta.
- M-możesz p-powiedzieć głośniej, n-nic nie s-słyszę.
- Na bal.- powiedziałam cicho.
- D-dziewczyna z-zaprasza ch-hłopaka?- zdziwił się.
- Nie dziw się, bo przegrałam zakład!
- Ach z-zakład, p-powiadasz.
- Dobra, widzimy się w sobotę o 14 pod moim domem. Nie ma odwrotu!- zaczęłam biec.
- A-ale...
Wybiegłam ze szkoły, na szczęście była to ostatnia lekcja...

*SOBOTA*

Siedziałam u siebie w pokoju, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Marcel.- szepnęłam do siebie.
Wybiegłam z pokoju, szybko zjechałam po poręczy. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je. 
- Siemka, Marcel.- uśmiechnęłam się.
- W-witaj [t.i].
- Wchodź do środka.
Zamknęłam drzwi, pociągnęłam go za rękę i zaprowadziłam go do mojego pokoju, podałam mu ubrania.
- A-ale j-ja już mam s-swoje u-ubrania.- powiedział.
- Zrobimy Cię na przystojniaka.- odpowiedziałam. 
- J-ja n-nie chcę!- powiedział.
- No chodź tu!- powiedziałam chichocząc się.
Szybko zrobiłam porządek z jego fryzurą, wysuszyłam je suszarką i co dziwnego, ukazały się loki, wybałuszyłam oczy, nie mogłam w to uwierzyć, ma takie słodkie loczki, a on je ukrywa?!
- O n-nie! Teraz m-mam te b-brzydkie l-loki...- zasmucił się.
- Wiesz co Ci powiem?
- S-słucham?- spytał.
- Lepiej wyglądasz w lokach niż ulizanych włosach...
- S-serio? J-ja tak nie u-u-uważam.
Rzuciłam w niego ubraniami.
- Przymierzaj! Ja będę w salonie i masz przyjść w tych rzeczach co ci kupiłam!
- D-dobrze...
Wyszłam z pokoju i wskoczyłam na kanapę, włączyłam kanał muzyczny, położyłam się. Po 5 minutach usłyszałam kroki na schodach, podniosłam się. Z zdziwienia omal nie zemdlałam.


- O kurka!- powiedziałam.
- W-wiem, b-brzydko...
- No co ty! Jednak szata zdobi człowieka. Przymierzałeś garnitur? 
- T-tak.- odpowiedział.
- Pasuje?
- I-idealnie.
- I już nie martwimy się balem. 
- S-super.
- Wiesz, jakie teraz pasuje do Ciebie imię?
- J-jakie?
- Harry.- uśmiechnęłam się.
- J-jak H-harry P-potter?
- Mhm...
- Dziwne, ale fajne.
- Nie zająknąłeś się w jednym zdaniu!- wrzasnęłam.
- Wow! Dzięki Tobie stałem się piękniejszym chłopakiem i się nie jąkam! 
Przytuliliśmy się, popatrzeliśmy na siebie, pocałowaliśmy się. Ach! Harry... yyy... to znaczy Marcel świetnie całował ^^. Później w nowym przebraniu Marcela, oglądaliśmy film komediowy, śmialiśmy się do rozpuku, nie wiedziałam, że taki kujon może kryć w sobie takie poczucie humoru. Za tydzień miał być bal, lecz ja nawet nie wiedziałam co wydarzy się w poniedziałek.


***DWA DNI PÓŹNIEJ***

Od niedzieli razem z Marcelem stanowimy parę, zmieniłam status na facebook'u na "Zajęta", a Marcel też. Dowiedziałam się też, że Harry (tak go teraz nazywam, żeby było śmiesznie ^_^) stał się obiektem westchnień wśród koleżanek. Wcześniej się z niego naśmiewały, że taki brzydal, a teraz?! Ja kocham Marcela za osobowość! No oczywiście w poniedziałek musiało zdarzyć się to: 
Szłam spokojnie korytarzem, szukałam mojego chłopaka, by zapytać go co kupi mi na urodziny (w piątek są moje urodziny ^.^), kiedy go zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć gadał z Olivią (przepraszam, jeśli obraziłam dziewczyny o imieniu Olivia, !)! Byli siebie bardzo blisko i mówili coś na ucho, podeszłam do niego.
- A więc to tak! Ja wydałam moje kieszonkowe na Twoje ubrania, a Ty oczywiście musisz mi się odwdzięczyć, tak?!
- [t.i], ale to nie tak jak myślisz- powiedział łapiąc mnie za dłoń.
Popatrzałam w jego oczy, były bliskie do wylania łzy.
- Posłuchaj ja Ciebie nie kocham za wygląd! Kochałam Cię jako tego kujona! Nie ważne jaki masz ubiór!.- powiedziałam i odeszłam. 
Nie mogłam mu patrzeć w oczy, jeszcze wytrzymałam te dwie godziny, Marcela zwolnił ojciec, bo miał akurat urlop. Mama zwolniła mnie z lekcji, bo wiedziała o co mi chodzi. Jadąc jej samochodem czułam wstyd.
- Wiesz co, kochanie. Ja jestem z Ciebie dumna.- uśmiechnęła się do mnie. 
- Dlaczego?- spytałam ocierając łzy rękawem.
- Bo postarałaś się i zmieniłaś wygląd tego chłopca choć nawet nie chciałaś.
- To chyba mój jedyny powód do dumy.- odrzekłam smarkając w chusteczkę. 
- Kochanie obiad jest w lodówce, na kolację zamówimy spaghetti, a jutro nie pójdziesz do szkoły może być?
- Tak, a jakby co to ściągnę lekcje od [i.t.p].
- Jak chcesz to możesz ją zaprosić. Ja będę o 20.
Wysiadłam z samochodu, pomachałam mamie na pożegnanie i pojechała do pracy. Z uśmiechem na ustach wybrałam się na poszukiwania klucza od domu w mojej torbie (:D).
- [t.i]!- zawołał mnie Marcel. 
Szybko otworzyłam drzwi i zaraz zamknęłam je za sobą na wszystkie spusty. Marcel pukał w drzwi i szyby, ja nie otwierałam, nie miałam zamiaru słuchać jego tłumaczeń i tak wiedziałam o co chodzi.
 W swoim pokoju zaczęłam słuchać muzyki, nagle usłyszałam trzask kamyczkiem w okno, powoli wyszłam do okna, nikogo nie było. 
- Głupi Robercik z naprzeciwka.- powiedziałam do siebie. 
Usiadłam na fotelu przy biurku i już miałam włączyć laptopa, gdy znowu kamyczek trzasnął w okno, znowu do niego wyszłam. Kamyk był na parapecie, otworzyłam okno, szybko wzięłam znalezisko i zamknęłam moje okno. Do kamyka była przyczepiona karteczka, odkleiłam ją i zaczęłam czytać: 
Wyjdź z domu, proszę. M ♥

Trochę bałam się co może nastąpić, ale wyszłam z domu, stałam na werandzie, jednak nikogo nie było zza krzaka wyszedł Marcel w swoim dawnym kujońskim przebraniu, zaczął śpiewać: 
Close the door

Throw the key

Don't wanna be reminded


Don't wanna be seen

Don't wanna be without

My judgement is clouded

Like tonight's sky



Popatrzyłam na niego jak na wariata, już miałam wejść z powrotem do domu, ale coś mnie zatrzymało, mianowicie to był Marcel, który trzymał mnie za rękę.
- [t.i], proszę ja nie mogę bez Ciebie żyć! A z Olivią nic mnie nie łączy!- powiedział.
Odwróciłam moją głowę. 
- Wiem, że masz urodziny w piątek, więc postanowiliśmy z Olivią, zrobić dla Ciebie przyjęcie niespodziankę, ale Ty to ujęłaś w zły sposób.
- Planowałeś urodziny? Dla mnie?- spytałam.
- Tak, dla Ciebie. I ja Cię proszę.
- A mianowicie o co?- podniosłam brew.
- Bądź moim skarbem, słoneczkiem, promyczkiem, ciasteczkiem, ale proszę moim.- pocałował mnie. 
Pewność siebie Marcela, niebywale wzrosła. To co powiedział ujęło mnie za serce, ponownie się w nim zakochałam. Przerwaliśmy pocałunek.
- Mówiłaś, że lubisz mnie w ubraniu kujona...
- Och, głuptasie.- przerwałam mu.- Ja Cię kocham w każdej odsłonie.
- To zdejmę krawat, bo się odzwyczaiłem i mnie teraz uwiera.- zaśmialiśmy się.

                                                      ***
Poszliśmy na bal maturalny, jesteśmy kochającą się parą i mamy zamiar iść na te same studia. Szczerze zdziwił mnie talent Marcela do śpiewu, więc próbuję go namawiać, by poszedł do x-factor, ale on mówi: "Dla Ciebie wszystko, wszystko oprócz pójście do x-factor". 

                                                    KONIEC


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz