sobota, 28 września 2013

ROZDZIAŁ I

                                     Rozdział I

*perspektywa Leny
Weszłam do mojego pokoju, mój orzeł spał na swoim posłaniu. Mój tatuaż bardzo mnie bolał i piekł, jakby się palił. Nigdy tego nie doświadczyłam, a jestem upadłym aniołem od 5 czy 6 lat.
Wkroczyłam do łazienki, spojrzałam na swoją dziarę, nie był czarny jak zawsze, ale czerwony! Były na nim lekkie płomienie ognia. Wystraszyłam się, wybiegłam z pokoju przerażona. Chodź byłam tylko w staniku i w rurkach nie wstydziłam się, bo mieszkały tu tylko dziewczyny i 5 pięć naszych zwierząt.
Paula...- zawołałam po cichu.- Paula!
Krówka wstała i podeszła do mnie, patrzyła na mnie z matczyną miłością.
Co się stało?- spytała.
Popatrz na mój tatuaż!- rozkazałam, odwracając się do niej.
Spokojnie. To nic groźnego, jesteś podniecona.
Podniecona?- spytał z nutką zaskoczenia.
No tak, bo Katie opowiadała o tym chłopaku co ma loki i się podnieciłaś.
Dobrze...
Uspokoiłam się, wróciłam do swojego pokoju cała zażenowana.  Ból powoli minął, postanowiłam rozwinąć moje skrzydła.
Viva la ersum...- szepnęłam.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, moje długie, czarne włosy zakrywały stanik i sięgały aż do pasa. Przegryzłam dolną wargę.
Jestem brzydka...- powiedziałam po cichutku.- Żaden chłopak nie zwróci uwagi na taką brzydulę jak ja. Żaden!- krzyknęłam i walnęłam pięścią w odbicie lustra.- 7 lat pecha, i tak już go mam, bo jestem potworem...
Moja ręka krwawiła, uklękłam przed roztrzaskanym lustrem, okryłam się skrzydłami. Jestem potworem, myślałam, jestem potworem...
Po chwili rany się zagoiły, w końcu my – anioły, jesteśmy nieśmiertelne, a zwłaszcza te upadłe. Muszą patrzeć na śmierć swoich najbliższych, a same zostają wiecznie młode. Wiele osób by się z tego cieszyło, ale nie ja! Nie Kate ani Paula! Nawet Natasha.
Chcę być normalną dziewczyną, zażyczyłam, taką, która nie ma skrzydeł, nie jest upadłym aniołem!
Ersum la vida.- mruknęłam.
Skrzydła zniknęły.
Wzięłam byle jaką bluzkę i wyszłam na miasto. Zaczął padać deszcz, jednak mnie to nie obchodziło. Ja lubię deszcz, bo w deszczu nikt nie widzi moich łez. Chłodny wiaterek czesał moje włosy, krople deszczu otulały mnie swoim zimnem.
Weszłam na most Tower Bridge, Tamiza wygląda tak pięknie podczas deszczu, pomyślałam.
Nagle podbiegł do mnie jakiś blondyn z pięknymi niebieskimi oczami.
Nie jest ci zimno?- spytał.
Yyy... nie.- odpowiedziałam.
Masz bluzę.- powiedział zdejmując ją.
Nie, nie, nie!- odskoczyłam.
Chłopak na mnie popatrzał zdziwiony, jednak i tak zdjął swoją bluzę i mnie okrył. Ja jednak ją zdjęłam i podałam temu pomocnemu chłopakowi. Popatrzył na moje plecy (miałam koszulkę na ramiączkach, więc bylo widać moje tatuaże).
Dwóch moich kumpli też ma sporo tatuaży.
Serio?- spytałam zdziwiona.
Na pewno nas kojarzysz.- mrugnął.
Nie kojarzę.
Aha, a ty lubisz One Direction?
Nie znam takie zespołu... A w ogóle o co ci chodzi?
Może lepiej chodź do mojego domu?
Dobra.- zgodziłam się.
Nie bałam się go, chłopak wyglądał na bardzo miłego, a nawet jakby mnie zaatakował to mogę wykorzystać moje moce i wypić jego krew, myślę, że jest taka jak on wygląda (czyli słodka :D).
Dotarliśmy do dzielnicy, w której mieszkam razem ze swoimi koleżankami. Weszłam do jego domu, na kanapie siedział chłopak podobny, który opisywała mi Kate! I obok niego ten sam, który oddał jej torbę!
Zdziwiłam się. Stanęłam w przedsionku i się nie ruszyłam. Po chwili loczkowaty chłopak spojrzał na mnie z tym samym zdziwieniem co ja. Odwróciłam wzrok, lecz kątem oka go obserwowałam. Usiadł (bo leżał), nadal mi się przyglądał jakbym była dla niego ósmym cudem świata. Odwróciłam się i oddałam blondynowi bluzę.
Coś ten tatuaż jest ostatnio bardzo modny...- powiedział zielonooki.
Jaki? – spytał chłopak w bejsbolówce.
Spójrz na plecy... – szepnął .
Już druga dziewczyna go ma...
Teraz zdziwiłam się jeszcze bardziej. Czyżby o tych chłopaków chodziło Katie? Ona tu była? Jeśli tak, to byłby świetny zbieg okoliczności.
Ale co ma? – spytał niebieskooki.
Dziewczyno, masz koleżankę, która ma taką samą dziarę? – spytał lokowaty.
Mam ich aż cztery. – odparłam wychodząc z przedsionka.
Okazało się, że tych chłopaków nie jest trzech tylko pięciu! I tych pięciu chłopaków przypominało zespół, który lubi Diana! Jak on się nazywał? One...One...One Step?... Nie! Inaczej... One Erection? TAK! One Erection! Yyy... to znaczy One Direction. Łał! Jestem w domu gwiazd, których z wielką szczególnością nienawidzę!
Ale ten blondyn jest słodki i się marnuje w tym zespole. Tak samo jak ten drugi z lokami.
Ty raczej nas nie kojarzysz... – pokiwał  głową chłopak z koszulą w kratę [TAK ODE MNIE: Jeśli nie wiecie o kogo mi chodzi, to wiedzcie, że chodzi mi o Liasia ^_^]
Nie. – kolejne kłamstwo, które wypowiedziałam z moich ust.
To może ja przestawię siebie i moich niekulturalnych kumpli, którzy nie wiedzą jak mają na imię.- powiedział niebieskooki.- Ja jestem Niall Horan, ten loczek to Harry Styles, ten w bejsbolówce to Zayn Malik, ten w koszulce w kratę to Liam Payne, a ten chłopak w miętowych spodniach to Louis Tomlinson. Zapamiętasz? – spytał.
Postaram się. – uśmiech wkradł się na moje usta.
A ty jesteś...? – podniósł brew Styles.
Lena.
Mhm... To mówisz, że masz 4 kumpele, które mają podobny tatuaż jak ty... Jedna z nich mogła być u nas w domu. – powiedział Harry.
Tak wiem, to była Katie.
Kate? – spytał Zayn
Gęste włosy, brunetka, piwne oczy, zgrabna, mniej więcej 160 cm wzrostu...
Zwiała przez okno! Nie wiem jak to zrobiła, ale szacun. – uśmiechnął się.
Supergwiazda, która może mieć jakąkolwiek dziewczynę na świecie, chwali moją najlepszą przyjaciółkę. Kim więc ja jestem? Nikim... byle jaką dziewczyną... nie! Ja nie jestem dziewczyną! Jestem potworem, który nie zasługuje na jakiekolwiek uczucia ze strony drugiego człowieka, a co dopiero celebrytów... Nawet nie zdążyłam powstrzymać łez, ale było już za późno, płynęły jedna za drugą. Harry wstał i podszedł do mnie.
Co się stało? – spytał.
Nic. – odparłam.
Nie płacze się bez powodu. Powiedz, obiecuję nie będę się śmiać.
Bo... ja... – nie wiedziałam co powiedzieć, a nie mogłam im rzec prawdy. – Ja muszę już iść... – jakoś „wygramoliłam” się z sytuacji.
W taki deszcz? Na dworze jest ulewa. – powiedział Liam. – Musisz tu trochę zostać.
Ale ja naprawdę nie mogę...
To chociaż weź moją bluzę. – zaproponował Niall.
Nie, nie trzeba. Dam sobie radę. – na szczęście drzwi nie były zamknięte na zamek. Otworzyłam je i wybiegłam.
Stój! Zaczekaj! Nie chciałem być nachalny! – Harry wybiegł przed dom.
Zlekceważyłam to co powiedział, biegłam płacząc. Kilka metrów dalej stanęłam i spojrzałam za siebie – on nadal tam stał. Jakby wiedział, że zaraz przyjdę. Zastanawiałam się czy pójść do nich, czy nie... Spędzić dzień sama czy z fajnymi (przystojnymi!) chłopakami? Chłopak kierował się do domu.
Harry! Poczekaj!
Stanął. Podbiegłam do niego, objął mnie ramieniem i zaprowadził do domu.
Teraz było mi naprawdę zimno, Harry dał mi swoją bluzę, Zayn pytał ile lat zapuszczałam włosy, Niall dopytywał się czy mam chłopaka... I poczułam, że komuś się podobam! I to nie jednemu chłopakowi tylko dwóm! (Czy chłopak, który byle jak traktuje dziewczynę stał by dobre kilka minut w deszczu, sprawdzając czy ta dziewczyna wróci? Raczej to niemożliwe...)

                                    KONIEC


Ten wyszedł mi troszkę lepiej, ale nadal coś mi nie pasuję. Chyba mam niską samoocenę moich prac ;p...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz